Są.
Dzięki opatrzności żyjemy w kraju, gdzie zacne to warzywo ceni się i hołubi (bo i jest za co).
Ja jednakowoż przyznam się szczerze, że o ile w zupie, czy innej mieszaninie smaków - to i owszem, chętnie, o tyle tak solo to nie przepadam za ziemnym smakiem tego cudu natury.
Tym bardziej cieszę się, że znalazłam sposób na przyrządzenie ich tak, że mogę wchłaniać kilogramami i bez niczego.
Ale, ale!
Buraczki buraczkami, ale w procesie tym otrzymuje się też najpyszniejszy na świecie KWAS BURACZANY - rzecz tak wyśmienitą, jak zdrową (zwłaszcza w obniżeniach odporności, czy sezonach grypowych polecaną, ale i dla robali wszelkich i innych pasożytów zabójczą).
O zacności smaku niech zaświadczy fakt, że przy pierwszym podejściu Ora wszamała cztery kawałki i wypiła, niemal duszkiem, kielich kwasu (po czym to wyglądała jak młodociana, niezbyt schludna wampirka). Następnego ranka zaś, tuż po przebudzeniu zażądała "soku buraczkowego!".
Kiszone buraczki
Buraki kisiłam kilkakrotnie w uboższy sposób na barszcz wigilijny, ale ta metoda jest zdecydowanie lepsza (i na barszcz też się nada).
Składniki:
- ok. kilograma buraków (najlepsze będą małe i średnie)
- przegotowana, wystudzona woda i sól w proporcji łyżka-półtorej na litr
- 3 ząbki czosnku
- tradycyjny zestaw do kiszenia ogórków (liść i kwiatostan kopru, korzeń i/lub liść chrzanu, ew. liść dębu/wiśni/czarnej porzeczki)
- kilka ziaren pieprzu
- ok pół łyżeczki ziaren kolendry
Czosnek obieramy i kroimy ząbki na pół.
W słoiku układamy warstwami buraki i czosnek (zostawcie u góry trochę miejsca na "zielsko", no i na kwas :D.
Dodajemy przyprawy i zioła, dociskamy wszystko.
Zalewamy osoloną wodą (tak, żeby z naddatkiem pokryła buraki), szczelnie zakręcamy. Potrząsamy słoikiem, żeby pozbyć się spomiędzy buraków pęcherzyków powietrza.
Przez kilka dni przetrzymujemy w temperaturze pokojowej, następnie (kiedy pojawi się piana) przenosimy do lodówki.
I pochłaniamy!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz