zab

czwartek, 20 lipca 2017

sobota, 23 kwietnia 2016

Zupa życia, czyli żurek z ogródka i końcówek

Przywykło się sądzić, że kuchnia polska jest ciężka i niezdrowa. I rzeczywiście, wielu tradycyjnym przepisom daleko do współczesnych norm dietetycznych (skądinąd inne czasy - inne potrzeby).
Jednak nie brakuje też w naszej tradycji kulinarnej produktów i potraw wybitnie służących naszemu zdrowiu, nieomal lub całkiem "superfood".

Jednym z takich dań jest żurek. Och nie, nie ten z kartonu, czy kupnego zakwasu wzbogaconego sztucznym aromatem wędzarniczym.

Ale prawdziwy żur, pełen warzyw, na naturalnym zakwasie - jest potrawą, którą śmiało można nazwać "zupą życia".

Zakwas na zupę można przygotować z różnych mąk. Najpopularniejszy jest oczywiście żytni razowy, ale można go wyhodować i z mąki owsianej, i z gryczanej, a nawet ryżowej.

Kiedyś był potrawą biedoty, kojarzoną z monotonią postu. Zachowały się opisy obrzędowego wylewania bądź grzebania w wielki piątek niepotrzebnego już, znienawidzonego żuru.

A przecież niepsuty chemią żurek nie tylko przywraca naszemu ciału równowagę kwasowo-zasadową, ale też jest naturalnym probiotykiem. Wspiera organizm wracający do zdrowia po chorobie, wspomaga leczenie niektórych przypadłości układu pokarmowego, buduje odporność. Żur na zakwasie zawiera witaminy z grupy B, poleca się go osobom cierpiącym na choroby skóry, łuszczycę, alergie. Postny żur jest wręcz lekarstwem dla osób cierpiących na zgagę i nadkwasotę.

Ja dzisiaj podaję przepis na żurek wiosenny (może być wegetariański, ale jest też - dedykowana mojemu Mężowi opcja dla mięsożeców :D) z dodatkiem równie bezcennych i niedocenianych chwastów z mojego ogródka. Jest to klasyczny przykład "zupy na winie" (wrzucasz co się nawinie), zrobionej by wykorzystać resztki ze spiżarni :D Jak zwykle można go zmodyfikować jak się komu żywnie podoba :D

Składniki:
- Jakieś pół szklanki zakwasu żurkowego (Robię go na zapas, kiedy nastawię sobie zakwas chlebowy, a z jakichś przyczyn nie zdążę upiec chleba. Wystarczy zbyteczny nadmiar namnożonego zakwasu przełożyć do osobnego słoika i zostawić w temperaturze pokojowej na 2-3 dni. Potem można śmiało przechowywać w lodówce.)
- garść liści pokrzywy
- garść liści mniszka (z roślinek, które jeszcze nie zdążyły zakwitnąć)
- garść liści bluszczyku kurdybanku
- garść podagrycznika
- dwie marchewki
- dwa ziemniaki
- cebula
- ząbek czosnku
- pół selera
- pietruszka (korzeń i nać)
- trzy pieczarki
- zabłąkany boczniak
- trzy bulwy topinamburu
- kilka gałązek majeranku (może być też suszony)
- dwie kulki ziela angielskiego
- liść laurowy
- sól (do wersji wege polecam wędzoną) i pieprz do smaku
- łyżka masła klarowanego
- opcjonalnie dla mięsożerców kawałeczek wędzonego boczku

Warzywa obieramy i myjemy. Pieczarki obieramy.
Marchew, korzeń pietruszki i seler kroimy drobno i gotujemy na wolnym ogniu.
Na maśle podsmażamy pokrojone w plastry ziemniaki, topinambur i grzyby (opcjonalnie boczek).
Kiedy warzywa będą już al dente dodajemy to, co podsmażyliśmy, posiekane pokrzywę i podagrycznik oraz zakwas (konkretną ilość weryfikuje własny smak - każdy ma inne preferencje co do kwaśności, ale też w zależności od mąki, temperatury otoczenia i wieku zakwasu ma on nieco inny smak).
Dodajemy kurdybanek i posiekanego mniszka, i pozwalamy by całość "mrugała" jeszcze kilka minut.

Ściągamy z ognia. Posypujemy listkami majeranku i natką pietruszki. Tradycjonaliści mogą dodać jajo na twardo ;)



piątek, 8 kwietnia 2016

Zielona, MIEJSCowa zupa na dziko (bez żab)

MIEJSCowe dzieciaki uczą się odróżniać rośliny jadalne od niejadalnych i trujące od innych.
Wiosna sprzyja takiemu odkrywaniu. Mnóstwo leśnych nowalijek wyłazi spod ziemi na wyścigi z żabami, kowalami bezskrzydłymi i trzmielami. W związku z czym na ostatniej leśnej wyprawie (żabim tropem) ugotowaliśmy (na przekór wiatrowi, który gasił nam ogień) zieloną zupę na dziko. Jeśli jej nie przesolicie (jak ja to uczyniłam) będzie naprawdę pyszna.

Składniki:
- garść liści młodej pokrzywy
- garść młodych liści podagrycznika
- pęk dzikiego szczypiorku
- (opcjonalnie - nam "wpadły" całkiem przypadkiem) kilka kwiatostanów klonu
- łyżka oleju kokosowego lub masła klarowanego
- pół szklanki mleka kokosowego
- dwie łyżki drobnej kaszki kukurydzianej
- sól

Listki myjemy i kroimy w-miarę-drobno. Dusimy na tłuszczu aż zmiękną. Dolewamy mleko, dosypujemy kaszkę, dolewamy odrobinę wody. Solimy do smaku.

Oczywiście zgodnie z życzeniem zupę można wzbogacić na różne sposoby - mięsem, koncentratem pomidorowym, jarzynami, jajkiem, czy czym-kto-chce. Podany przepis to rodzaj bazy.
A bez kaszki i wody dostaniecie smaczną jarzynkę szpinakopodobną :D
Zbiór pokrzywy (w rękawiczkach)

Smacznego :)