zab

piątek, 19 października 2012

Zwierzątka i to w dodatku dzikie

Jeśli Wasze dziecko miągwi, że chciałoby zwierzątko, albo jeśli sami cierpicie na osamotnienie, albo jeśli po prostu marzy Wam się świeży, chrupiący i wonny bochenek wolnego od polepszaczy chlebusia (kołacz? podpłomyki?) - możecie wyhodować sobie w domu własne dzikie drożdże.

Przyznam się, że mój pierwszy zakwas, ochrzczony przez Męża Bąbelkiem (bo my się do zwierzątek przywiązujemy) zdechł.
Obecny dwóch pierwszych eksperymentów piekarniczych nie dźwignął w całości (no dobra, moja technika też nie była idealna). Za to trzeci chlebek wyszedł obłędny i wypachnił niebiańsko cały Dom.

Za owego zakwasa sprawą sprawiłam sobie drugi w życiu suwaczek (po prawej):D I teraz Bombelek II (to nie jest błąd, on się tak nazywa, bo jest bombowy :D) rezyduje sobie w naszej lodówce, po za momentami, kiedy wyprowadzam go na spacer i dokarmianie.

Przepis zerżnięty bezczelnie od nieocenionej MamyEli.

Potrzebujecie:
  • żytniej mąki (najlepiej typ 720)
  • letniej wody 
  • pięciu dni

Dzień 1: W dużej misce mieszamy 5 dużych łyżek mąki i tyle samo wody. Przykrywamy folią, zostawiamy w średniociepłym miejscu (nie w lodówce i nie na kaloryferze) na dobę.

Dzień 2: Dodajemy kolejne pięć łyżek mąki i 5 wody, mieszamy dokładnie, acz z uczuciem, zostawiamy na dobę pod folią.

Dzień 3: j.w.

Dzień 4: j.w.

Dzień 5: Pieczemy. (Przepisy niebawem).

Uwaga: Micha musi być spora, bo dobrze chowane drożdże szybko się pasą.

Kwaśny zapach i bąbelki są oznaką zdrowia u prawidłowo żywionego zakwasa. 

Do upieczenia używamy większości zakwasu. Odkładamy do słoika 100g (ja odkładam 10 łyżek, bo nie mam wagi :D). 

Słoik zakręcamy i urządzamy Zakwasa wygodnie w lodówce. Młody zakwas może tam zimować i drzemać do tygodnia, im starszy - tym dłużej, nawet do 2-3 tygodni.

Po takim śnie zakwas wydobywamy i dajemy godzinkę na wybudzenie. Przekładamy do dużej michy. Po tak długim poście drożdże są głodne, więc dokarmiamy. Mąką i ciepłą wodą - po 25 łyżek (1 i 2/3 szklanki) każdego.
Mieszamy dokładnie, przykrywamy folią i dajemy się spokojnie najeść (24h w spokojnym, niezbyt chłodnym miejscu będą w porządku). 
Z każdym pieczeniem i dokarmianiem zakwas będzie mocniejszy. Po kilku chlebach na posiłek wystarczy mu 12h. (Po miesiącu z kawałkiem zdażało mi się piec chleb po 8h. Istotne, żeby wyłapać moment, kiedy zakwas właśnie zaczyna "opadać" - czyli po maksymalnym spienieniu bąble robią się mniejsze - wtedy gotów Ci ona jest ;) ).

Następnie 100g znów kwaterujemy w zakręconym słoiku w lodówce (do następnego pieczenia), a resztę wykorzystujemy do upieczenia tego, co akurat chcemy upiec.

Po paru pieczeniach zakwasu będzie na tyle dużo, żeby się z kimś podzielić :)

A o zakwasach (nie tych "powyczynowych") możecie jeszcze poczytać tu i tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz