Połączenie kruchego, maślanego ciastka i kwaskowej, aromatycznej porzeczki. Jak mawiał dziadek - rozpusta w ustach :D.
Potrzebujemy:
- porcji kruchego ciasta (pamiętajcie, że kruche ciasto trzeba KONIECZNIE robić z masłem, żadne tam syntetyczne roślinności - to nie ten aromat)
- 2 szklanki porzeczek (skubańce można robić też z innymi owocami, ale te są czarno-porzeczkowe)
- cukru
Porzeczki odszypułkowujemy, płuczemy, dosypujemy ćwierć szklanki cukru i troszkę wody (żeby się nie przypaliły zanim puszczą sok) i stawiamy na ogień.
Po zagotowaniu zmniejszamy płomień i czekamy aż sok się zredukuje, w razie potrzeby dodajemy tyle cukru ile uznamy za stosowne. Studzimy.
Wyciągamy ciasto, skubiemy z niego niewielkie porcje i formujemy w kształt plus-minus miseczki (w piecu i tak się spłaszczą, ale na początku sok nam się nie wyleje).
Estetyczni ortodoksi mogą naturalnie jak rozwałkować ciasto, jak Pan Bóg przykazał i wyciąć kółka, czy inne ozdobności, ale to są leniwe skubańce, a moje lenistwo wzdraga się przed sprzątaniem mąki, wałkowaniem i podobnymi zajęciami.
W każdą miseczkę ładujemy łyżkę porzeczek. Na płaską blachę kładziemy folię aluminiową (po co się męczyć smarowaniem i myciem), układamy skubańce i pakujemy do pieca (200C) na jaki kwadrans - aż się zezłocą, a nawet zbeżowieją na brzegach.
Wyciągamy i pożeramy. Dwa pochłonęłam jeszcze w fazie gorącości i mój żołądek nic na ten temat nie ma do powiedzenia, za to podniebienie mruczy z zachwytu :D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz