Nie mniej bywa tak, że czegoś okaże się w nadmiarze (tyryryRYM).
Szczególnie jakoś uczulona jestem na wyrzucanie chleba. Wiecie, biblijne historie, głodujące dzieci Somalii, "Do kraju tego..." i Babcia, co była na Syberii - takie sprawy.
Jest jednak sprytny sposób, żeby czerstwiejący chleb (z powodu tego, że kogoś mimo pełnego chlebaka, ogarnął szał pieczenia) zamienić w świetny dodatek do zup i przegryzkę pożądaną przez całą familię.
Czegóż nam potrzeba?
- chleba (czerstwy, biały, ciemny, jaki chcecie) tak z pół bochenka min. - mniej się nie opłaca robić ;)
- oliwy
- ząbka czosnku
- ew. ulubionych ziół (lubię z tymiankiem)
- szczypty soli
- ew. harissy (tak, tak, wiem - rozwija się moja obsesja)
Czosnek przepuszczamy przez praskę i wrzucamy na chleb. Posypujemy resztą przypraw.
Delikatnie, acz dokładnie mieszamy (najlepiej ręcznie). Pieczemy w ok. 180C, aż się solidnie nie zarumienią (ok 20 min.).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz