Danie, które dostarczy wiele doznań i nam i kotu.
Niezbędne (w dowolnych proporcjach):
woda, mąka i szczypta soli
podwójna porcja wędzonych, mało słonych szprotek
cebula
pieczarki
sok i skórka otarta z cytryny
pieprz (bardzo pasuje czerwony, ma lekko żywiczny aromat)
Szprotki dzielimy na dwie porcje. Jedną, opakowaną w miseczkę, wręczamy kotu. Jeśli nie mamy kota, znajdujemy karmicielkę lub kociarę (to jednak częściej są kobiety), ona będzie wiedzieć, co z tym zrobić.
Drugą porcję oczyszczamy z tego, czego nie lubimy jeść. Może się okazać, że to dość żmudna dłubanina, ale cierpliwość się opłaci. Odrzutami zatykamy dziób kotu, który już dawno zjadł swoją część i twierdzi, że nic nie dostał.
Cebulę i pieczarki kroimy dość drobno (bez przesady), solimy lekko, skrapiamy sokiem z cytryny i mieszamy ze skórką cytrynową, pieprzem i szprotkami, odstawiamy w chłód.
Z mąki, wody i soli zagniatamy ciasto, wałkujemy je i kroimy jak chcemy. Jeśli nie mamy ochoty na wałkowanie, odrywamy palcami płaskie kawałki. Gotujemy al dente, w osolonym wrzątku, jak każdy makaron.
Podsmażamy szprotki z cebulką i pieczarkami, trochę dusimy, mieszamy z makaronem. Trzymamy chwilę pod pokrywką, by kluski wchłonęły klimat. Jemy w tajemnicy przed kotem; sól, cebula i cytryna nie zrobiłyby mu dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz